piątek, 28 stycznia 2011

Znaczek w klapie

Przypomina mi się jedna rozmowa w naszym domu. Siedzieliśmy z koleżanką późnym popołudniem i rozmawialiśmy o koncertach Syloe. Parę lat temu to było. Dziewczyna pracowała w dziale promocji koncertów i imprez masowych w urzędzie miasta, więc pytaliśmy co zrobić aby nasze występy docierały do jeszcze szerszej publiczności. Między innymi doszło do tematu plakatowania miasta. Usłyszeliśmy to co wiedzieliśmy w sumie od dawna. Magnesem dla publiczności okazuje się nie wielkie logo, nie szokujący tytuł, a mały znaczek patrona medialnego u dołu. I proporcjonalnie do ilości tych znaczków rośnie zainteresowanie potencjalnych odbiorców. Zaskoczeni? Pewnie nie, bo przecież sami na to zwracamy uwagę. Cała rzecz w zaufaniu i poczuciu przynależności, jak się okazuje. A taki malutki symbol może dzisiaj znakomicie zbudować pomost pomiędzy ludźmi. To nie wszystko. Przecież jest jeszcze identyfikacja z symbolem. W mojej firmie rozdawali ostatnio lśniące, metalowe broszki, do obowiązkowego noszenia i godnego reprezentowania "wartości naszej korporacji" jak to nazywano. Koniec, końców nikt ich nie nosi. Okazuje się, że wartości nie buduje się przez znaczek.

Wiele znaczą dla nas, ludzi, symbole religijne. Chrześcijanie upodobali sobie szczególnie krzyż, jako swój znak religijny. Noszono je na ubraniach i płaszczach, zawieszano na szyi, przypinano do krawata lub wpinano w klapę marynarki. Krzyże stoją dzisiaj na kościołach, na salach zborowych i cmentarzach. Mają dać poczucie zaufania, przynależności do Chrystusa, kościoła, grupy. Tak było i będzie, i tylko jedno mnie irytuje. Pamiętacie niedawną walkę o krzyże w Polskich szkołach, albo żenującą walkę przed Pałacem Prezydenckim? A co z tym, że codziennie mijam w drodze do pracy kamienicę, na której nabazgrana wisi na szubienicy gwiazda Dawida?

Taka refleksja mnie ogarnia, że każdy symbol religijny można splugawić.  Spoglądam na historię powszechnego chrześcijaństwa. Były czasy, gdy widok krzyża na płaszczu napawał panicznym strachem, a nie miłością do Chrystusa. Z dumą nosili go tylko ci, co rozdawali śmierć, a nie życie wieczne. Dzisiaj krzyże zawieszają sobie zarówno mafiozi, jak i dewoci. Wierzący i niewierzący. Chrześcijanie, w których Chrystus nie mieszka, i tacy, którzy na co dzień chcą z Nim być. A ja twierdzę, że zawieszenie krzyża na szyi nie jest dla każdego. Chcesz nosić? To z pełną odpowiedzialnością. Bo to symbol męczeństwa i śmierci. Symbol twojej grzeszności i Bożej łaski. To decyzja o Twojej śmierci dla Jezusa i życia pełnego wyrzeczeń. Jesteś na to gotowy?

Niech przykładem pełnej odpowiedzialności za symbole, które nosimy, będą te zdjęcia.
Nic więcej nie napiszę.




9 komentarzy:

  1. Ja sie kiedys zalamalem jak poszedlem do metalshopu, a tam byl caly wybor roznych krzyzy(kow) i ludzie kupowali je razem z bluzami np. Vadera...

    OdpowiedzUsuń
  2. Podczas wydarzeń pod pałacem prezydenckim przyszła mi do głowy myśl o "skutku ubocznym" przykazania o nieczynieniu sobie żadnych obiektów kultowych: jeśli się takiego obiektu nie ma, tylko swoją wiarę nosi w sobie, to nikt tego obiektu nie splugawi, bez względu na to, jak miałby wyglądać; nie zburzy, nie wykorzysta w porywie złości, nie wydrwi... bo go zwyczajnie nie ma :)
    kasia s

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz dla mnie wiadomo symbolem religijnym jest krzyż i to go uznaję. Ale nigdy nie mogłabym i nie potrafiłabym jakoś wyśmiać inny symbol religijny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pomijając już kwestię II przykazania, bo to byłby temat na oddzielny wpis i całą serię komentarzy i pomijając kwestię historycznego faktu, że pierwszym symbolem chrześcijan była ryba - masz całkowitą rację :) Ja kiedyś nosiłam też krzyżyk albo rybkę, ale zrezygnowałam. Jeśli komuś to jest potrzebne, to się nie czepiam, mnie nie przeszkadza ani obecność krzyża ani to, że go nie ma w jakimś budynku. Heh, a właśnie dziś uczyłam się o symbolach (między innymi) na ten egzamin :) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kasia, Zim ~
    Popieram nie noszenie krzyża. W zupełności wystarczy Boży znak na naszym sercu i czole, przynajmniej mi. A swoją drogą, jakoś bardziej denerwują mnie kierowcy, wpychający się chamsko przed maskę, z rybką naklejoną na bagażniku niż ci bez niej. Jakaś moja słabość?

    Zim, ciekawi mnie co studiujesz :) Powodzenia na egz. Wyśpij się przed...

    OdpowiedzUsuń
  6. W Christian Standard byl kiedys artykul na temat rybek i podobnych na samochodach. Podawali tam statystyki, wedlug ktorych kierowcy z naklejkami byli o kilkadziesiat procent bardziej sklonni do agresji na drodze niz ci bez nalepek...

    OdpowiedzUsuń
  7. JF ~
    To tylko (niestety) potwierdza wszystko o czym tu piszemy. Może dlatego właśnie prawdziwa wiara jest patrzeniem na niewidzialne i wieczne a nie na połyskujące i ulotne.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzisiaj w Polsce rybaka na samochodzie nic nie znaczy dla kierowcy. Przypuszczam, że wielu kierowców, nawet nie wie czego to znak.
    Sporo samochodów sprowadzanych jest
    z Niemczech, gdzie dużą grupę społeczeństwa stanowią ewangelikalni chrześcijanie. Tam przynajmniej połowa samochodów ma rybkę.
    O kulturze za kierownicą w Niemczech,
    akurat to nic nie mówi, bo poziom kultury
    za kółkiem u naszych sąsiadów jest duży
    w ogóle.
    Natomiast, kiedy sprzedawane,
    czy sprowadzane są stamtąd samochody
    do Polski, to razem z rybką.
    Takie samochody kupuje każdy.
    Nie tylko chrześcijanie.

    P.S.
    Z drugiej strony znam zaprzyjaźnionego pastora,
    który mając rybkę nie przykleił ją na swój samochód świadom tego, że zdarza mu się łamać przepisy drogowe. Nie przykleja, bo nie chce sprofanować tego znaku.

    OdpowiedzUsuń
  9. znam osoby, które noszą krzyzyk z pełnym szacunkiem i uznaniem, nie pokazując go, tylko chowając pod koszulą...wszystko zależy od tego co w sercu...myslę, że choc zrozumienie takich osób nie jest biblijne, to my mozemy im pomóc, nie oceniajac nikogo

    OdpowiedzUsuń