poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Biała Woda

Przeszliśmy się z dziećmi malowniczą doliną w rezerwacie Białej Wody. Ślicznie było w tamten poniedziałek. Inaczej niż w poprzednie dni, gdy promieni słońca doświadczaliśmy z rzadka. Pawełek, jak na  przystało na człowieka w jego wieku, szalał, taplał się i tarzał gdzie popadło. Niezwykle to urocze miejsce niedaleko Szczawnicy, pozwalające zachwycić się pięknym Bożym dziełem także nam - rodzicom którzy przez ostatnich kilka lat nie mogą, jak dawniej, zdobywać wyższych szczytów i urzekać się przy tym wszechmocą Najwyższego. Jemu niech będzie chwała i cześć na wieki wieków!

Szliśmy nisko, przy strumieniu, tam gdzie zaczyna się majestat gór Białej Wody. Na zboczach, w oddali widać było stada owiec, które, jak małe plamki przemieszczały się nieustannie na tle soczyście zielonej trawy. Wydawać by się mogło, że nie było w tych ruchach nic zaplanowane, a ich drogą rządzi przypadek i zwierzęcy instynkt. Jednak po chwili uważnego patrzenia, można było dostrzec niepozorną postać pasterza, który sprawnie kierował tą, na pierwszy rzut oka, nieuporządkowaną gromadą.

Po godzinie doszliśmy do bacówki na końcu doliny. Skosztowaliśmy sera i przez chwilę porozmawialiśmy z miejscowym bacą, który akurat nie był tego dnia na hali. I właśnie dzięki temu człowiekowi, na co dzień podążającemu za stadem, odkryłem po raz kolejny jak ważny jestem dla mojego Ojca w niebie. Jak cenny jestem dla Jezusa, zbawiciela który obdarza mnie życiem. Ten prosty góral, żalił się, że w tym roku wilki zagryzły mu już owcę. Cóż tam jedna owca, pomyślałem, kiedy to mówił. Miał ich setki przecież. A jednak, tej jednej było tak bardzo żal. Mówił, że nie zauważył, kiedy się to stało, bo przecież stanąłby w jej obronie. On, niepozorny człowiek z kijem wobec wilków, które przyszły zabijać.
Owce moje głosu mojego słuchają i Ja znam je, a one idą za mną. I Ja daję im żywot wieczny, i nie giną na wieki, i nikt nie wydrze ich z ręki mojej. Ojciec mój, który mi je dał, jest większy nad wszystkich i nikt nie może wydrzeć ich z ręki Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy. (ew. Jan. 10:27-30)
Myślałeś kiedyś, gdzie stoi pasterz broniący owiec przed niebezpieczeństwem? Obok stada? Może z tyłu, za owcami? Nie, nie tam. Stoi z przodu, tam gdzie jest zagrożenie, gdzie są wilki i ich ostre kły. To właśnie, On, mój Bóg stoi przed mną. Jezus trzyma mnie w ręku i nikt, na prawdę nikt nie wydrze mnie z tego uścisku. Jakże może oprzeć się ktoś Wszechmocnemu? Gdzie są ci którzy stawią mu czoła i wyrwą mnie, wobec Jego mocy? Któż zdoła zabrać życie wieczne w Jezusie Chrystusie? Zaprawdę większy jest ten który jest w nas, niż ten który jest przeciwko nam! Jeśli Bóg zechce, a wierzę, że chce tego tak samo bardzo jak ja, to pozostanę w jego ręku na wieki. Bo Jego prawica jest mocniejsza od złego, a Jego obietnice pewne i niezawodne.

Co więc pozostaje? Uwierzyć, że Słowo które powiedział jest prawdą. Żyć dla Niego, z tą niezachwianą pewnością, że jestem Jego dzieckiem, którego nie pozwoli skrzywdzić. Bo dobry pasterz życie swoje kładzie za owce. Chwała najwyższemu. Amen.