wtorek, 11 stycznia 2011

Nechusztan

Przekazanie wiary w Boga dziecku nie jest prostą rzeczą. Są rodziny w których rodzice żyją blisko Boga, a dzieci wybierają w końcu życie świeckie. Bywa odwrotnie. Rodzice żyją w oddaleniu od Boga a dzieci przyjmują Jezusa całym sercem przeżywając nawrócenie. Jezus mówi, że to Pan Bóg musi pociągnąć. A jednak chciało by się tej wiary nawrzucać dziecku do serca jak cukierków do rączki. 

Powiedzieć, że Ezechiasz nie miał wierzącej rodziny to tak jakby nic nie powiedzieć. Jego ojciec był jednym z najgorszych królów judzkich. Gorszym był chyba tylko... jego wnuk, syn Ezechaisza. Obydwoje dopuścili sie największej obrzydliwości przed Bogiem - oddali swoje dzieci na spalenia dla obcych bóstw. Na marginesie można dodać, że ta nienawiść Boża do tego typu obrzydliwości jest tym bardziej zrozumiał im bardziej wczujemy się w to, że On w swojej miłości oddał za nasze grzechy Swojego syna. W takiej rodzinie pojawia się młody król o którym dziejopisarz Izraelski zanotował: "W Panu, Bogu Izraela, pokładał nadzieję. I po nim nie było podobnego do niego między wszystkim królami Judy, jak i między tymi, co żyli przed nim. Przylgnął do Pana - nie zerwał z Nim i przestrzegał Jego przykazań, które Pan zlecił Mojżeszowi. Toteż Pan był z nim.". Kilka słów a jakże każdy z nas chciałby je kiedyś zobaczyć w podsumowaniu swojego życia! Jeżeli można mówić o nawróceniu w czasach przed Chrystusem, to to było prawdziwe nawrócenie ku Bogu prawdziwemu. W tym wszystkim jeszcze pociąga mnie odwaga z jaką ten młody człowiek to robił. Jeden krótki opis z jego życia wart jest paru słów komentarza:


"On to usunął wyżyny, potrzaskał stele, wyciął aszery i potłukł węża miedzianego, którego sporządził Mojżesz, ponieważ aż do tego czasu Izraelici składali mu ofiary kadzielne - nazywając go Nechusztan"
[2 Królewska 18:4]


Kronikarz opisujący te wydarzenia nawiązuje do historii która rozegrała się kilkaset lat wcześniej na pustyni przy górze Hor. Wtedy to Bóg dotkliwie pokarał szemrający lud plagą jadowitych węży, a ratunkiem okazał się wspominany miedziany wąż (por. 4 Mojżeszowa 21:4-10). Ten kilkusetletni dziwny przedmiot przetrwał gdzieś w Izraelu otoczony wręcz kultem relikwi. Z drugiej strony był on rzeczywistym łącznikiem z dawnymi dziejami, żywym świadectwem Bożej opatrzności i potwierdzeniem prawdziwości głoszonych z pokolenia na pokolenie historii. Dzisiaj, zapewne tak jak i wówczas, miałby on wartość trudną do oszacowania i byłby otaczany szczególną troską. Smaczku dodaje jeszcze fakt, że na tegoż węża powołał się nie kto inny jak sam Pan Jezus odnosząc go do siebie i swego wywyższenia.
Ezechiasz nie kalkulował. Ten zabytek klasy zerowej mógł przecież zabrać do pałacu i odstawić do skarbca w bezpieczne, odosobnione miejsce. A jednak go potłukł, zniszczył. Wąż miedziany poszedł w zapomnienie wraz z bałwochwalstwem które się przy nim odbywało. W rozliczeniu z grzechem nie było kompromisu. Nie było szacowania zysków i strat. Nie było kompromisów z rodziną. Nie było strachu. 
Podziwiam.

"Jezus mu odpowiedział: Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego. "
(Ew. Łukasza 9:62, Biblia Tysiąclecia)

"Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem."
(Ew. Łukasza 14:1-35, Biblia Tysiąclecia)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz