poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Rodzina 2011

9 kwietnia (w sobotę) odbędzie się z inicjatywy parafii Zmartwychwstania Pańskiego na Woli Duchackiej i ruchu Nowego Życia - Służba Rodzinie, konferencja dla małżeństw. Taka mała ulotka trafiła do naszego domu dzięki znajomościom Bogusi z placu zabaw. Jedna z matek aktywnie zachęcałą do zapisania się i wzięcia udziału w tym sobotnim spotkaniu w kościele Zmartwychwstania Pańskiego (ul. Szkolna 4 w Krakowie). Mottem ma być fragment z księgi Koheleta 4, 9-10, a całość organizatorzy opatrzyli tytułem "Razem jako Zespół".
Lepiej jest dwom niż jednemu, gdyż mają dobry zysk ze swej pracy. Bo gdy upadną, jeden podniesie drugiego. Lecz samotnemu biada, gdy upadnie, a nie ma drugiego, który by go podniósł.
Ta mała ulotka, oraz kilka ostatnich rozmów i spotkań z przyjaciółmi spowodowała, że na nowo odżyły we mnie rozmyślania nad rolą małżeństwa i tym co dzisiaj świat promuje w tej kwestii. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że małżeństwo nie jest dzisiaj taką wartością jaką było kiedyś, nie wspominając już o Bożym zamyśle w tym temacie. Co smutniejsze, problemy z życiem w rodzinie mają dzisiaj zarówno niewierzący (o ile wogóle chce się im oficjalnie coś stanowić względem siebie, a nie tylko związek "partnerski"), jak i wierzący. Ci ostatni poddawani są takim samym szatańskim naciskom ze strony mediów, ludzi i swoich pożądliwości, jak ludzie którzy w nic nie wierzą. To wszystko powoduje, że każdy z nas ma dzisiaj w gronie najbliższych przyjaciół takich, którzy są po rozwodach, skłóconych ze swoimi rodzicami, rodzinami i ex żonami/mężami. Oczywiście jest też wielu takich, którym się udaje i z tego najbardziej się cieszę. Udowadniają wszystkim wokoło, że życie z Bogiem, miłość i więź małżeńska jest dzisiaj możliwa. Ba, jest nawet atrakcyjniejsza i zdrowsza niż walka o alimenty, sprawy sądowe i ciekawy seks.

Myślę nad tym dlaczego tak jest, że udane, szczęśliwe małżeństwo jest dzisiaj rzadkością? Co nasze czasy zmieniły w nas ludziach, że dobre, sprawdzone instytucje zaczynają sie sypać. Słowo "wierny" jest puste, a "wierny aż do śmierci" to frazes bliższy życiu bocianów niż ludzi. Pewnie wiele znalazło by się odpowiedzi na te pytania. Niezależność finansowa dająca poczucie bezpieczeństwa i odrębności. Za tym niedaleko - egoizm, który każe działać dla siebie a nie dla NAS, zmuszający do budowania kariery a nie rodziny. Do tego fałszywy i plugawy obraz sexu, jako prymitywnego dopasowania biologicznego, a nie chęci obdarowania drugiego człowieka przyjemnością wspólnego przebywania w bliskości. Te i inne modele funkcjonują już wśród młodzieży, kiedy wchodzą w dorosłe życie. Liczy się przyjemność, pieniądz i przyszłość. Dobra praca a co za tym idzie intratne stanowisko. Rodzina przeszkadza w delegacjach, w siedzeniu w pracy po godzinach. Przeszkadza w flirtowaniu, w nawiązywaniu krótkich znajomości dla przyjemności. Przeszkadza w kredytowaniu mieszkania, bo niepotrzebnie obciąża. No i najgorsze co może się pojawić to dzieci. Mało kto bierze jednak pod uwagę, że najgorsze zdarza się nie im, a dzieciom w ich związku. Nieszczęśliwe domy, z których wieje zimno niechęci i rozdrażnienia. Nieszczęsliwe porzucone matki i ich dzieci. Nieszczęsliwi mężczyźni zagubieni w przelotnych romansach. Świat sprzedaje przeklętą wizję w kolorowej oprawie magazynów i telewizyjnych show w których ekspertami od spraw małżeńskich są ci którzy nie znają prawdziwego znaczenia tego słowa. Oto dzieło szatana XXI wieku.

Co można z tym zrobić? Przede wszystkim nie dać się okłamać, że tak musi być. Rodzina może dzisiaj być normalna i szczęśliwa. Szatan nie musi, a nawet nie może triumfować jeśli świadomie mu tego zabronimy. Walczmy z egoizmem w domu. Walczmy z samymi sobą dla dobra drugiej osoby. Nie zawracajmy sobie głowy celebrytami, wielkimi pieniędzmi i karierą. Dużo więcej zyskamy mając radosne dzieci w szczęśliwym domu niż rzesze oddanych fanów w pracy poklepujących po ramieniu i z powdziwem patrzących na nasze osiągnięcia. Zdecydowanie lepiej od tego smakuje dobry obiad w niedzielne popołudnie wraz z całą rodziną. A więc do dzieła!

7 komentarzy:

  1. Znam autora wpisu, znam jego rodzinę,
    nie raz wiedzę jakim jest ojcem
    i jakim jest mężem.
    To co pisze jest prawdą,
    potwierdzoną życiem.

    Tak można tylko z Bogiem. Warto.

    Dziękuję Sławku!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Sławku, że dotknąłeś tego bardzo potrzebnego tematu, bo warto sobie przypominać "gdzie nasz skarb" i gdzie powinno być nasze serce. Czasem mówię, że o swoje małżeństwo trzeba dzień po dniu walczyć, a nie tylko ciągle z niego brać, czerpać i domagać się... Módlmy się jak najwięcej za swoimi rodzinami, ale też pamiętajmy o radach "Dobrej Księgi" (jak mawia nasz przyjaciel). Pozdrawiam Pokojem i życzę Ci dużo zapału do dzielenia się refleksjami, z których emanuje szczerość, prawda i ciepło - bardzo dziś deficytowe dobra :)
    Krzysieniek

    OdpowiedzUsuń
  3. Przemyśleń na temat mojej roli w naszym małżeństwie też miałam ostatnio kilka ;) Chyba jakiekolwiek rocznice często skłaniają nas do refleksji minionych lat, a tym bardziej jeśli jest to rocznica ślubu. Wracają wspomnienia i można albo żałować albo być wdzięcznym za drugiego człowieka. Mnie naszczęście rozpiera to drugie. I polecam Wam żeby mimo wszystko rocznicę spędzać wyjątkowo. A dla Ciebie Sławciu, żebyście dalej z Bogusią emanowali swoją ogromną miłością, której nie da się nie zauważyć w Was. :* (bela_isa)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja chcę się podzielić taką malutką refleksją. Od jakiegoś czasu w telewizji oglądam spot o sześciolatkach w szkole. I nie wiem czemu, może jestem przewrażliwiona, ale ja to odbieram jako doskonałą agitkę polityczną i świetny spot propagandowy. Żadnych argumentów merytorycznych tylko chamskie pytanie: A czy Twoje dziecko też? I mam wrażenie, że to kolejny krok do tego, żeby państwo decydowało zamiast rodziców o tym, co jest lepsze dla dzieci. Kiedyś moja znajoma, młoda mama, zadała takie pytanie: "A co by było, gdybym mieszkała na jakimś odludziu, w jakiejś wiosce zabitej dechami bez telewizji czy radia i Internetu i nie wiedziałabym o nowych rozporządzeniach? Ukarano by mnie?". Historia uczy, że w każdej dyktaturze i w każdym systemie totalitarnym najpierw uderzano w rodzinę i dbano o indoktrynację dzieci i młodzieży. W Niemczech hitlerowskich było Hitlerjugend, w książkach dla dzieci były obrazki z Żydami-muchomorami. W ZSRR nakazywano nawet małym dzieciom donosić na rodziców, którzy mieli trochę zboża (tak było na Ukrainie w latach 1932 - 1933). Czy te czasy wrócą? Oby nie, ale jak mówi przysłowie: historia nauczycielką życia, tylko ludzie nie chcą się uczyć. Mam nadzieję, że kiedyś, po tym co tu napisałam nie pójdę siedzieć... Pozdrawiam, tym razem na smutno.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wierzę, że nam się też uda! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję Wam za miłe i ciepłe słowa. Obyśmy byli ich godni.

    Agnieszko~ uda się jak tego będziecie chcieli. A wierzę, że tak jest. Z Bogiem!

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny tekst, Sławku! Taki prawdziwy...
    O, gdyby wszyscy tak myśleli (i postępowali) jak Ty... świat byłby lepszy :)
    Mam podobne przemyślenia w tym temacie, choć nie mam jeszcze rodziny i pewnie w praktyce by mi było trudniej niż w teorii ;)
    Zauważyłam, że obecnie lansowany jest kult piękna fizycznego i ludzie potrafią się rozwieść też z tego powodu, że już się sobie nie podobają fizycznie (znam osobiście takie przypadki wśród znajomych ze szkoły; strasznie to przykre).
    Rozwody są dziś tak popularne jak chyba nigdy wcześniej... właśnie z takich prozaicznych często powodów. Ludzki egoizm staje się tym czynnikiem decydującym. Rozwija się miłość do siebie samego; no a gdzie się podziała miłość do drugiego człowieka?... Niedawno, czytałam przesłodzony artykuł o polskim chodziarzu - Robercie Korzeniowskim, który zostawił rodzinę (żonę i 2 córki) dla innej kobiety, bo się w niej zakochał... Opisane były szczegółowo ich uczucia względem siebie, wyjaśniali w wywiadzie dlaczego oboje postanowili porzucić swoje rodziny by wspólnie stworzyć nową. Powodem były "fluidy", jedność dusz, wzajemne rozumienie się bez słów...tak jakby byli tymi dwoma połówkami, które dopiero teraz się odnalazły. A gdzie wierność? A gdzie odpowiedzialność? że o miłości nie wspomnę... Mnie to przeraża, że tak można postępować - nie mieć szacunku i względu na drugą osobę, którą się zostawia jak niepotrzebną rzecz... Sporo takich przypadków się dziś słyszy i czyta. Spotyka to osoby powszechnie znane i sławne (jak wyżej wspomniana), ale najsmutniejsze jak dotyka to znajomych...
    Dla mnie niezwykłym przykładem zaprzeczenia obecnego trendu jest przykład mej przyjaciółki, która poślubiła człowieka niepełnosprawnego (na wózku). Można powiedzieć, że tak naprawdę połączył ich Bóg, bo pod wieloma względami (tymi zewnętrznymi) do siebie nie pasują i gdyby nie znali Pana i nie szukali Jego woli, to nigdy by nie zostali małżeństwem. Urzeka mnie ich wzajemna miłość oparta na kierowaniu się potrzebami drugiej osoby, a nie szukaniu swoich własnych; wzajemne zrozumienie, szacunek, ciepło, wspólne dążenia i pragnienia. Bóg znał ich serca i wiedział, że będą do siebie pasowali :) Bóg patrzy na serce, a ludzie niestety często oceniają po tym co zewnętrzne i ulotne... (i sama czasem niestety w ten sposób myślę :(. Nie twierdzę oczywiście, że fizyczność jest zupełnie nieważna, ale wg mnie - nie powinna być najważniejsza w małżeństwie opartym na Bogu.
    Ależ się rozpisałam... :)
    Pozdrawiam Cię Sławku i życzę wszystkiego co najlepsze dla Waszej rodzinki - aby Pan otaczał Was nieustannie Swoją opieką, by kolejny rok zawsze zbliżał Was do siebie i do Niego!
    Monika

    OdpowiedzUsuń