wtorek, 1 lutego 2011

Paragraf 1: jarzmo

Często mam takie marzenia, żeby otworzyć Biblię i znaleźć fragment, który odpowie jednoznacznie na moją aktualną życiową rozterkę. Chciało by się, żeby każdy dylemat z codziennego życia był jasno i precyzyjnie opisany, a droga którą trzeba by obrać, jasno wytyczona. No ale tak nie ma. Zdaje sobie sprawę z tego, że takie marzenia są nieco faryzejskie a szukanie dosłownych przepisów bardziej otępia wewnętrznego, duchowego człowieka zamiast go rozwijać. Niemniej jednak, niejednokrotnie tęskni się do takich prostych rozwiązań. Coś na wzór tego, jak ja rozwiązuje (na razie) wszystkie problemy mojego małego Pawełka.

Nie tak dawno przeczytałem kilka listów apostolskich pod rząd i odkryłem na nowo, że zawierają wiele życiowych porad napisanych zupełnie wprost. Bez obrazów, symboli, uogólnień i trudnych sformułowań. Pomyślałem, że może jest jeszcze ktoś, kto szuka prostych rozwiązań w Biblii, więc będę się nimi dzielił na bieżąco wraz z postępem analizy Nowego Testamentu. Niektóre pozwolę sobie opatrzyć moim małym komentarzem.

Zacznijmy więc od dosyć trudnej życiowo kwestii, tak na dobry początek. Czytałem niedawno z Bogusią niezwykle prosty w treści przepis apostolski, zanotowany w 2 Kor. 6:14-17:
"Nie chodźcie w obcym jarzmie z niewiernymi; bo co ma wspólnego sprawiedliwość z nieprawością albo jakaż społeczność między światłością a ciemnością? Albo jaka zgoda między Chrystusem a Belialem, albo co za dział ma wierzący z niewierzącym? Jakiż układ między świątynią Bożą a bałwanami? Myśmy bowiem świątynią Boga żywego, jak powiedział Bóg: Zamieszkam w nich i będę się przechadzał pośród nich, I będę Bogiem ich, a oni będą ludem moim. Dlatego wyjdźcie spośród nich i odłączcie się, mówi Pan,I nieczystego się nie dotykajcie; A ja przyjmę was"
Jak wygląda chodzenie w jednym jarzmie? A no tak jak poruszanie się dwóch zwierząt połączonych drewnianą belką. Ani jedno, ani drugie nie może poruszać się po swojemu. Są skazane na to, że robią wszystko razem i tak samo, w tym samym tempie. Dobrze, gdy mają ten sam temperament, tą sama wielkość i taki sam zasób sił. Inaczej szybciutko jedno zamęczy drugie.


Jak to wygląda w życiu wierzących? Ten przepis jest prosty w wymowie: uważaj na towarzystwo w jakim się kręcisz. Nie zakładaj na swoje życie jarzma, które połączy cię sztywno z niewierzącym. Proste? Proste! Przecież nikt z nas nie powie, że takowe na siebie świadomie założy. A jednak dotyczy to nas na co dzień, i co smutniejsze, jak się już je ma, bardzo ciężko je zdjąć, bez ranienia siebie i innych. Kilka przykładów dla unaocznienia problemu. Masz paczkę dobrych kumpli ze szkoły, którym nie potrafisz się oprzeć. Dopasowałeś się do ich sposobu bycia, tematów rozmów, spędzania czasu? Wstydzisz się przy nich swoich wierzących rodziców? Wstydzisz się powiedzieć słowo Jezus, żeby nie wyjść na mięczaka? Wewnątrz cię to gniecie, ale się nie odzywasz udając dobrego kolegę. A może jesteś ciut starszy. W pracy, na co dzień siedzisz w pokoju z prześmiewcami, oszczercami albo wiecznie niezadowolonymi obgadywaczami? Nie masz siły, żeby z tym walczyć i dajesz się wciągnąć w ten klimat? Musicie przecież jakoś żyć, bo razem pracujecie, a sam nie będziesz się wyłamywał. Albo jeszcze inaczej... jesteś zakochany po uszy, ale on/ona zupełnie nie liczy się z tym, że dla Ciebie Bóg jest najważniejszy. Myślisz, że jakoś się ułoży, bo przecież jesteś silny duchowo, to dasz radę?

Apostoł mówi jasno i prosto. Nie zakładaj na siebie jarzma z osobą niewierzącą. Kochasz Boga? Jest dla ciebie na pierwszym miejscu? To odpuść sobie takie pomysły, bo zamęczysz siebie, a do Królestwa możesz nie dociągnąć w takim towarzystwie.

6 komentarzy:

  1. Dziękuję Ci Sławku za ten wpis. Ostatnio tak sobie myślę, że chrześcijanie (ci biblijni, a nie nominalni) zawsze będą Innymi. I nieważne do jakiej denominacji należą. Zawsze będziemy w mniejszości i zawsze będziemy mniej lub bardziej odrzucani - czy to przez niewierzących, czy to przez pogan, czy to przez ludzi religijnych, ale nie nawróconych. I choćby dlatego nie ma sensu wchodzić w jakieś bardziej "zaawansowane" relacje. Sama na sobie doświadczyłam tego i zresztą nie tylko ja.

    OdpowiedzUsuń
  2. Alu, kto to jest "chrześcijanin biblijny"?
    Pytam, bo ostatnio napotykam często na terminy
    "biblijne", "niebiblijne" chrześcijaństwo;
    Ciebie mam śmiałość wprost szybko zapytać.

    Sławek, zastanawiam się na ile jednak, jako chrześcijanie powinniśmy myśleć i modlić się
    o to, by stymulować myśli ludzi (przynajmniej próbować) z którymi pracujemy do Chrystusa.
    Owszem, to wymaga mocnej osobowości,
    też mądrości.
    Nie jestem jednak przekonany, że droga ucieczki zawsze jest słuszna.

    Do przykładu "zakochania" "ucieczka"
    jest rozsądna.
    To w przykładzie z pracą, jest nieraz nie możliwa. Mogę się jedynie odizolować.
    Ale nie jestem przekonany, że to słuszna droga. Może w ekstremalnych przypadkach tak.

    Chciałbym jednak, by mi zależało
    pozytywnie zmieniać środowisko,
    w którym pracuję.
    Uczyć się wierzyć, że moim słowem właśnie,
    Bóg może trafić w ludzki serca.

    Pozdrawiam Was serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Radku, jako biblijnie wierzącego chrześcijanina rozumiem takiego, który wierzy i postępuje tak, jak głosi Pismo Święte. Tak po prostu. Mnie nie interesują różne międzykościelne przepychanki czy teologiczne dysputy. Czemu człowiek musi wszystko utrudniać :) ? Owszem, różnice zdań zawsze były i będą i to jest normalne.
    Fakt jest faktem, że nie można się izolować od świata. Ale generalnie nasz sposób myślenia tak jak widzę jest naprawdę inny - mamy inne wartości, inną mentalność. Cieszy mnie to, że pomału w Polsce ewangeliczni zaczynają działać społecznie i kulturalnie i są coraz liczniejsi.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz co Radek, to trudny temat. No bo rozumiem co masz na myśli mówiąc, że trzeba pozytywnie zmieniać środowisko (tu pełna zgoda), niemniej trzeba chwile pomyśleć o swojej sytuacji jaką się ma. Werset który cytuję jest w pewnym momencie kategoryczny: "Dlatego wyjdźcie spośród nich i odłączcie się, mówi Pan,I nieczystego się nie dotykajcie; A ja przyjmę was" Powstaje dylemat kiedy taki moment nadchodzi, że trzeba tak drastycznie zadziałać. Patrząc na to, że dzisiaj praca urasta do największej wartości w życiu (czasem nawet większej niż Bóg), trzeba pomyśleć ile mamy kompromisów ze złem, żeby jakoś funkcjonować. Myślę tu o noszeniu OBCEGO jarzma, a nie mojego. Bo nosić swoje z niewierzącymi jest tym o czym mówisz. Wtedy to ja zakładam na kogoś swój sposób życia, swoje zachowanie i swoja moralność. A co gdy ktoś włoży mi jego, OBCE mi jarzmo? Myślę nad tym gdzie sam jestem... czy miałbym dość siły, żeby zrezygnować z pracy na rzecz własnego zbawienia?

    (teraz tyle, bo idę kłaść spać Pawełka :) samo życie...)

    OdpowiedzUsuń
  5. Łatwiej Radku patrzeć na problem z perspektywy kilku lub kilkunau lat chodzenia z Chrystusem. Wtedy kiedy jesteś "mocny" nikt nie załozy Ci jarzma. Jest jednak czas w którym szukasz akceptacji. Czas kiedy nie masz mnóstwa znajmomych w społecznosci Chrystusowej. Właśnie wtedy jest najłatwiej dac sobie założyć "jarzmo" Ono wcale nie musi być bolesne ani nieprzyjemne. Nawet poczujesz ulgę że teraz ci jest lzej. Miałem kiedys na studiach wspaniałych kolegów i koleżanki nigdy mnie nie oszukali, nigdy się na nich nie zawiodłem. Ponieważ to ja ich potrzebowałem a nie oni mnie bardzo dobrze mi bylo w tym "jarzmie" Tylko czasem miałem bardzo kłujące wyrzuty sumienia. "Co ty robisz?" Zadawałem sobie to pytanie coraz częsćiej, szczególnie kiedy rano bolała glowa. Kiedy się nawróciłem wewnętrznie Oni mnie kompletnie nierozumieli. Twierdzili że zwariowałem. Jednak niegdy nie miałem do nich pretensji o to, nawet bardzo dobrze ich rozumiałem - to byli naprawdę dobrzy koledzy. Przecierz nigdy z nimi nie rozmawiałem o Bogu tak naprawdę...
    Czlowiek potrzebuje czasem wspólnego jarzma. Takiego na całe życie ale też takiego na chwilę, gdy trafia w nowe środowisko. Proszę Was wszystich, którzy jesteście w rozterkach. Zróbcie wszystko by znaleśc się w dobrym jarzmie. To was uwolni od wielu życiowych zmartwien. To poprawi wasze relacje z ludźmi któzy jeszcze nie wierzą. To jarzmo was uczyni szczęśliwszymi.
    " Albowiem jarzmo moje jest miłe, a brzemię lekkie" Mat 11:30

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki za przemyślenia.

    To o czym napisał Sławek wymaga dojrzałości,
    tu zgadzam się SOCM.

    Jak myślę o tym,
    to widzę, że łatwo można popaść w skrajności.
    Wszak, mogę na siłę próbować zakładać
    dobre jarzmo na swoich współpracowników.
    Moralizować na każdym kroku.

    Ale, jak spoglądam na Chrystusa,
    nie widzę, tego by ciągnął kogoś
    za ucho, wykręcał mówiąc: "masz tak żyć".

    Druga skrajność.
    Mogę się odizolować całkowicie.
    Problem w tym jest taki, że mając być oddzielonym mam wychodzić do ludzi.
    Tym jest Ewangelia.
    Drugi problem to, że mogę popaść w hipokryzję, np. żartując sobie z wierzącymi kumplami,
    a w pracy udawać, że to mnie nie śmieszy.

    Znowu patrzę na Chrystusa. Widzę go, jako tego który zasiadał do stołu wraz z prostytutkami
    i poborcami podatków.

    Nie da się mówiąc o jarzmie ustalić ram.
    Co najwyżej sobie.

    Ludzie oczekują prawdy, autentyczności.
    Udawanie, zakładanie masek tego kim chciałoby się być wyczują od razu.

    Dlatego właśnie pośmieję się w pracy z tego, z czego śmieje się poza nią. Ale tak samo normalnie, naturalnie uczę się opowiadać,
    że to życie ma tylko sens w Chrystusie.
    Reszta jest kłamstwem.

    OdpowiedzUsuń