piątek, 25 marca 2011

O Bogu, bez Boga

Zdarzyło mi się ostatnio rozmawiać o Bogu z człowiekiem, który Boga nie szuka. Było to dla mnie coś nowego, bo fakty które dotychczas były dla mnie i moich rozmówców podstawą, której nie musieliśmy od początku budować, tym razem nie były podparciem. Dziwna, i zaskakująco trudna była dla mnie ta kilkugodzinna wymiana zdań. Z jednej strony prowadzona w bardzo przyjacielski sposób, a z drugiej strony wyglądała jak rozmowa dwóch kompletnie nie rozumiejących się osób. Ja, wierzący Bogu, marzący o przyszłym Królestwie i życiu z Chrystusem, widzący sens walki z grzechem i ciałem. On, który nie widzi Boga, nie czeka na przyszłość w niebie, nie chce zmagania z ciałem która odebrałaby mu wolność. Jest człowiekiem świadomym wielu mechanizmów jakie zachodzą między ludźmi i na świecie. Czyta filozofów chrześcijańskich i wschodnich, skąd czerpie wnioski na temat ludzkich dążeń, potrzeb i motywacji. Wiele zagadnień społecznych i socjologicznych zna zdecydowanie lepiej niż ja. Rozmawialiśmy o wielu tematach. Tak wielu, że nie jestem w stanie nawet ich tu streścić. Jakie rzeczy budziły wątpliwość? Czy Bóg istnieje, czy też jest wytworem ludzkiej potrzeby tłumaczenia zjawisk? Czy każda religia nie jest równorzędna i równo prawna? Czy Biblia ma jakąś świętość i przewagę, choćby nad Koranem? Czy mówienie o przyszłości i życiu wiecznym nie jest próbą sterowania człowiekiem? No i w końcu czy świat w którym Bóg ustala zasady jest sensowny, bo przecież to jest przeznaczenie?

Nie jest łatwo wytłumaczyć się z wiary. To rzecz tak nieuchwytna, a z drugiej strony tak praktyczna, że ciężko ją ubrać w słowa. Już podczas rozmowy i moich często gorączkowych poszukiwań odpowiedzi na trudne pytania, przypominały mi się odpowiedzi ap. Pawła które dawał Ateńczykom na Aeropagu. Zadziwiające, ale właśnie podczas mojej rozmowy z tym poniekąd filozofem - agnostykiem doszedłem do tych samym punktów które wymieniał apostoł w swojej mowie. Jakże to uwiarygodniło w moich oczach ten krótki fragment z Dziejów Apostolskich (17 rozdz.). Tutaj wrzucę tylko wstęp, ale polecam wszystkim odświeżenie sobie tego ciekawego zdarzenia.

Niektórzy z filozofów epikurejskich i stoickich rozmawiali z nim: Cóż chce powiedzieć ten nowinkarz - mówili jedni, a drudzy: - Zdaje się, że jest zwiastunem nowych bogów - bo głosił Jezusa i zmartwychwstanie. Zabrali go i zaprowadzili na Areopag, i zapytali: Czy moglibyśmy się dowiedzieć, jaką to nową naukę głosisz? Bo jakieś nowe rzeczy wkładasz nam do głowy. Chcielibyśmy więc dowiedzieć się, o co właściwie chodzi. (Dz Ap 17:18-20)

Jaki był efekt naszej rozmowy? Bóg raczy wiedzieć. Bardzo bym chciał, żeby moje słowa mogły obudzić w jego sercu wiarę, ale wiem, że to nie ja, lecz Bóg daje ten piękny dar. Rzeczywiście jest to niezwykła łaska móc szczerze wierzyć, bez skrępowania filozofią, ludzkimi naukami i tradycjami. Tym bardziej powinniśmy być Bogu wdzięczni za to, że ożywił nasze serca do kochania Go i Jego syna. Trudno to dzisiaj komuś wytłumaczyć, trudno pokazać i udowodnić. To raczej świat ma dowody na szereg zjawisk i "niedorzeczności" twierdzeń ludzi wierzących. Trzeba od tego uciekać, żeby nie dać się zwieść ludzkiej filozofii. Bo przecież miłości nie da się opisać, wiary nie da się dotknąć a życia wiecznego udowodnić naukowo.

Nie pierwsza to i pewnie nie ostatnia moja rozmowa z tym człowiekiem. Oby dał mi Bóg umiejętność mówienia o Nim. Oby obdarował mojego przyjaciela wiarą, bo jest dobrym człowiekiem. Tak niewiele, a jednak tak wiele - zobaczyć to czego nie widać, a jest na pewno!
Nam, którzy nie patrzymy na to, co widzialne, ale na to, co niewidzialne; albowiem to, co widzialne, jest doczesne, a to, co niewidzialne, jest wieczne. (2Kor 4:18)

4 komentarze:

  1. Bo może nie chodzi o to by udowodnić sowami i rozmową?i nie chodzi o ilość argumentów...i godzin przegadanych...czasami przekonać potrafi tylko czyjeś ciche świadectwo...serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. witaj Julia ~ ciesze się, że zaglądnęłaś do mnie. Powiem ci, że masz rację, bo ewangelię przede wszystkim musi być widać, a nie słychać (dobitnie przekonuję się o tym dzieląc życie z dwojgiem maluchów w domu - zdaje się, ty też masz takowe u siebie:)). Ale są miejsca gdzie trzeba mówić, odpowiadać a nawet dyskutować. Czasami trzeba o niej opowiedzieć, żeby gdzieś w sercu zrodziła się chęć poznania Boga. No bo przecież Ewangelia to wesoła nowina, a jak nowina no to trzeba o niej mówić. Pozdrawiam cię wiosennie i zapraszam znowu.
    PS. ładne są twoje prace

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z Julią.
    Sama wychowałam się w rodzinie, w której liczebnie przeważali ludzie niewierzący. I znam też sporo ateistów czy agnostyków. I widzę, tak z moich obserwacji i doświadczeń, że to bardzo często są wrażliwi, inteligentni ludzie, którzy jednak w pewnym momencie zrazili się do Boga i w ogóle do idei Jego istnienia czy do Biblii, chociaż na dobrą sprawę wielu z nich tak naprawdę nie poznało ani Boga ani Biblii. Z rozmów moich z nimi wynika, że ta "naukowość" i filozofia to tylko przykrywka. Bo w istocie oni nie znoszą religijnej obłudy i przymusu, jaki niestety często stosowali ich rodzice albo dziadkowie. Przykład - naprawdę sporo ludzi ma żal do chrześcijan widząc bogactwo różnych księży i ubóstwo na ulicach. Dlatego dla moich ateistycznych bliskich i znajomych typowe jest zaskoczenie, gdy krytykują chrześcijaństwo, mając na myśli Kościół Katolicki, a ja im mówię, że nie jestem katoliczką i z nadużyciami ze strony tego kościoła nie mam nic wspólnego. I wtedy milkną ;)
    Tak podsumowując, nasze świadectwo naprawdę może wiele sprawić. I modlitwa - z doświadczenia swojego i innych wiem, że też może wiele zdziałać.
    Pozdrawiam i życzę powodzenia i cierpliwości :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj ponownie:)
    jedno w sumie nie wyklucza drugiego:) można żyć Ewangelią a jednocześnie rozmawiać, dyskutować i być na to gotowym...mnie chodziło tylko o to by nie przegiąć, czasem po prostu trzeba odpuścić, bo taka zacięta dyskusja"ale ja ciebie i tak przekonam" może zdziałać więcej zła niż dobra...tak myślę.i, tak jak Zim, uważam że modlitwa czyni cuda...no,tyle refleksji:)
    dziękuję za komplement odnośnie prac:)
    a Ty z Krakowa jesteś???teraz zobaczyłam:) bo ja w Szczyrzycu(jakieś 35km od Krakowa) mam drugi dom:) a Kraków uwielbiam:)
    pozdrawiam.
    a tak w ramach PS-u...wiesz, Boga trzeba poczuć...wtedy nie trzeba szukać wytłumaczenia Go..bo ma się pewność...

    OdpowiedzUsuń