wtorek, 15 marca 2011

Motyl

Odkąd Pawełek odkrył, że w CH Bonarka znajduje się całkiem fajna fontanna, to każdy wyjazd na zakupy musi być zwieńczony półgodzinnym przesiadywaniem nad wodą. Robiliśmy już  wszystko - chlapaliśmy się, wrzucaliśmy pieniążki, wrzucaliśmy i łowiliśmy autko. Z resztą, nie tylko dla nas stała się owa fontanna najważniejszym punktem programu wspólnego wychodzenia do centrum handlowego. Dookoła zawsze roi się od mniejszych i większych dzieci wraz z ich rodzicami, którzy próbują jakoś powstrzymać swoje pociechy od całkowitego zamoczenia się w wodzie. Ostatnio pojawiły się nad fontanną motyle, zwiastujące rychłe nadejście wiosny, jak mniemam. Ktoś, kto dba o wystrój Bonarki zlecił wykonanie 2-3 metrowych konstrukcji z drutu i kolorowego papieru. W ten sposób powstały wielobarwne motyle majestatycznie falujące nad głowami małych gapiów. Wiszą jakieś 5-6 metrów nad ziemią, ale ponieważ w tym miejscu galerii jest ona najwyższa, to i tak ma się wrażenie, że zawieszone są tuż nad dziećmi. W żaden sposób jednak nie można choćby ich dotknąć - wiadomo, mają wisieć dla ozdoby a nie dla uciechy zwinnych rączek dzieci.

"Tata, podnieś mnie" - powiedział Pawełek, wyciągając małe dłonie w stronę motyla. "O tamten". "Tata, weźmiemy do domu"? - ciągnął dalej. Wytłumaczyłem, że nie będę podnosił, bo i tak nie dostaniemy, a o zabieraniu do domu nie ma co marzyć. Nie da się i już. "Rozumiesz" - pytam - "rozumiem" - pada odpowiedź.

"Tata, Pawełek chce dotknąć motyla" - ponawia temat mój synek. "O tamtego, zielonego". "Tata, podnieś Pawełka" - podpowiada metodę działania, jakbym miał jakieś wątpliwości. Po raz kolejny tłumaczę, że nie dam rady, bo jest za wysoko, że to jest ozdoba, że nikt nie dotyka, no i że nie możemy zabrać do domu. Pawełek kiwa głową ze zrozumieniem.

"Tata, podnieś Pawełka wysoko" - słyszę po chwili. Pawełek stoi z główką zadartą do góry i nie spuszcza oczu z tego pięknego, kołysającego się od lekkich podmuchów wentylacji,  zielonego motyla. Patrzę na niego, na motyle. Nie sięgniemy, to pewne. Brakuje jakieś 4m. Ale co zrobić. Biorę na ręce i podnoszę jak najwyżej mogę. Pawełek dokłada do tego jeszcze swoje wyciągnięte rączki i... nie dosięgamy. Dużo brakuje. Siadamy obok siebie na murku.

"Pawełek chce dotknąć motyla. Tata podnieś" - słyszę po chwili. Pawełek znowu patrzy na motyle. Uśmiechnąłem się. No to podnosimy jeszcze raz... może się uda... kto wie?

Przepiękne są marzenia dzieci. Nic się nie liczy, kiedy dziecko marzy. To my, dorośli, wiemy, że rzeczy są niemożliwe. Że są obiektywne przeszkody, zasady fizyki, zasady rynku. Są konwenanse i schematy zachowań. Jak trudno mając to wszystko zobaczyć prawdziwe Królestwo Boże. Uwierzyć jak dziecko, że można go dosięgnąć naszymi małymi rączkami już dzisiaj. Szkoda, że wiemy tak dużo o świecie, bo tylko nam utrudnia drogę do Boga. Nie ma co kalkulować, analizować i sprawdzać. Inaczej nigdy nie sięgniemy po piękno duchowego życia z Bogiem. Trzeba znowu być dzieckiem.

A On, przywoławszy dziecię, postawił je wśród nich i rzekł: Zaprawdę powiadam wam, jeśli się nie nawrócicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebios. Mt 18:2,3

2 komentarze:

  1. Czasem się zastanawiam nad sensem tego wszystkiego. Tego, że w szkole uczymy się właśnie tak a nie inaczej. Tego, że na uczelniach jest tylko jeden punkt widzenia, który zresztą jest "jedynym słusznym". Tego, że pracować trzeba w biurach albo jakoś tak, a nie być wolnym na swojej działeczce ziemi, tak jak dawniej bywało... Nawet umierać trzeba tak, żeby zmieścić się w schematy tego świata. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. chciałam tylko dodać piekną piosenkę która pokazuje co tak naprawde dają nam dzieci... mając JE juz dotknęliśmy Królestwa Bożego...
    http://www.youtube.com/watch?v=dTepc3ixCfg

    OdpowiedzUsuń