poniedziałek, 21 marca 2011

Męczennik z Emmen

Historia rodziny Zefatów jest jedną z najbardziej niezwykłych i nietypowych jakie dotarły do Działu Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata w Yad Vashem. Albertus Zefat był spokojnym człowiekiem, który mieszkał wraz z żoną Aaltje, dwiema sparaliżowanymi córkami i dziewięcioletnim synem w miasteczku Emmen (Holandia). Gdy dowiedział się, że niektórym Żydom udało się zbiec przed zorganizowaną przez Hitlerowców łapanką, Albertus przyprowadził zbiegów - zupełnie obcych sobie ludzi - do swego domu i ukrył ich w kurniku na podwórku. Nocami tych trzynaścioro Żydów wychodziło z kryjówki i przychodziło do domu. Cała rodzina Zefatów dostarczała im żywność i papierosy, towar wówczas bardzo rzadki.

Gdy zadenuncjował ich konfident, Żydzi przenieśli się do bunkra, jaki im rodzina Zefatów wybudowała w lesie. Z obawy przed kolejnymi donosami Albertus przygotował jeszcze kilka innych schronów w różnych miejscach, które były na zmianę wykorzystywane.

Pewnego dnia w lipcu 1944r. gospodarstwo Zefatów zostało otoczone przez gestapo. Cała rodzina, wraz ze sparaliżowanymi dziewczynkami i dziewięcioletnim chłopcem, została wyciągnięta przed dom. Oznajmiono im, ze jeśli nie zdradzą kryjówki Żydów, Albertus zostanie zastrzelony. On sam był nieugięty, Aaltje i dzieci, którzy znali również miejsce kryjówki, również milczeli.

Albertus był torturowany na oczach swej rodziny, jednak ani on, ani nikt z niej nie odezwał się słowem. Starając się wydobyć od niego informacje, zawlekli go na tył domu. Rozległy się strzały, hitlerowcy odjechali, a Aaltje znalazła męża na podwórku martwego. Została sama z dziećmi.

Do końca wojny ta niezwykła kobieta ukrywała i żywiła Żydów, dla których jej mąż poświęcił życie, nie wspominając im o tej tragedii, jaka dotknęła jej rodzinę. Cała trzynastka przeżyła wojnę pozostając przez ponad rok w ukryciu.

Uratowani zgromadzili po wojnie fundusze na podróż Aaltje do Izraela. Przyjechała w towarzystwie dwojga swoich podopiecznych i w Alei Sprawiedliwych zasadziła dwa drzewka - jedno w imieniu swoim, drugie - swojego nieżyjącego męża. Wręczono jej najwyższe odznaczenie Yad Vashem - medalion z nazwiskiem jej i jej męża, Albertusa, jako skromny dowód uznania dla bohaterstwa całej rodziny.

Przedruk z SPRAWIEDLIWI WŚRÓD NARODÓW ŚWIATA  na podstawie sprawy nr 731 (Departament Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata, Yad Vashem)


Ode mnie
Co można napisać więcej pod tą historią. Jako chrześcijanie przyzwyczailiśmy się żyć w poczuciu, ze łaska a nie uczynki daje zbawienie i stajemy się bierni. Bierni na tyle, że nawet tam gdzie dzieje się krzywda drugiemu człowiekowi nie reagujemy. Boimy się o własne domy, rodziny i spokój jaki nam jest dany. Wielu rzeczy nie chcemy widzieć, żeby nie musieć się nimi zajmować. Tak, dla uspokojenia sumienia, bo przecież coś w środku jednak męczy, jak się patrzy na to co dotyka ludzi wokoło. Ale przecież wszystkim nie pomożemy, więc dajemy spokój.
Tu się okaże wytrwanie świętych, którzy przestrzegają przykazań Bożych i wiary Jezusa. I usłyszałem głos z nieba mówiący: Napisz: Błogosławieni są odtąd umarli, którzy w Panu umierają. Zaprawdę, mówi Duch, odpoczną po pracach swoich; uczynki ich bowiem idą za nimi. Ap. 3:12
Błogosławienie ci którzy w Panu umierają. Oto jesteśmy błogosławieni. Ciekawe tylko jakie uczynki idą za nami? Tu się właśnie okazuje prawdziwe wytrwanie świętych.

3 komentarze:

  1. Nie wiem jak bym się zachowała w tamtych czasach i w takich okolicznościach, bo nigdy w takich nie byłam. Tym bardziej chylę czoła przed Sprawiedliwymi. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem szczerze, że wrażenie jakie na mnie zrobiło właśnie Yad Vashem jest nie do opisania. I tak jak powiedziałam po wyjściu: " z tego miejsca wychodzi się innym człowiekiem".

    OdpowiedzUsuń
  3. Znałem osobiście jednego człowieka który uratował jedną dziewczynkę (żydówkę) od śmierci w obozie. Jest jednym ze Sprawiedliwych i żałuje tylko, że kiedy żył byłem za młody, żeby z nim mądrze porozmawiać. Ale na ile go pamiętam to wiem, że do końca długiego życia wrażliwy był na krzywdę ludzką. Szkoda, że to pokolenie odchodzi, bo kolejne już wielu rzeczy nie rozumie.

    OdpowiedzUsuń