wtorek, 15 lutego 2011

Pitul mnie

Odkąd urodziła się Hania, nasz starszy synek trochę się zmienił. Nie zaskoczyło nas to zbytnio, bo wiele osób mówiło, żebyśmy spodziewali się „nowości” w jego zachowaniu gdy w domu pojawi się niemowlak. I można by tu pewnie pisać o wielu pojedynczych gestach, a nawet całych seriach różnych niespotykanych dotąd zwyczajów. Rodzic, nawet taki jak ja, siedzący większość dnia w pracy dostrzega to bez problemu. Powiem o jednej tylko zmianie, bo wraz z nią przyszła też głęboka refleksja.

Tego dnia, jak co wieczór położyliśmy się z Pawełkiem spać.  Oczywiście sami, bo Hania z mamą usypiały obok w pokoju. Było po modlitwie, po obowiązkowej butelce picia i tradycyjnym przewalaniu się przez tatę. Wszystko wskazywało na to, że nadchodzi sen. Leżałem spokojnie i czekałem, wsłuchując się w miarowe oddechy za moimi plecami. Jednak zamiast spodziewanego snu, nagle pojawiła się nad moja głową mała znajoma twarzyczka. „Tatuś pitul mnie”. Normalnie byłbym zniecierpliwiony i zły, że jeszcze nie usnął. Normalnie tak, no ale nie tym razem. Nie dało się. Przytuliłem i pomyślałem, że to całkiem przyjemne usłyszeć od kogoś takie polecenie. Zwykła prośba. Bez strachu, zbędnej etykiety, bez wstydu. Tak po prostu chciał się przytulić.

Dorośli mają inaczej. Chowamy się za naszymi maskami poważnych, odważnych i twardych ludzi. Widzę to codziennie u siebie i u innych. Czasami trudno jest z kimś, kogo dobrze znam zamienić kilka sensownych zdań. Rozmawia się o bzdurach, pogodzie i kto wie o czym jeszcze, tylko dlatego, że mamy swoje „sprawy”, strachy i trudności w byciu sobą. Nie odkrywam tu żadnej tajemnicy przecież. Każdy z nas to zna. Z resztą bardzo to ogólne jest, to co piszę. A przecież myślę o konkretach.

A dokładnie myślę o nich.

Pewnie był kiedyś taki czas, gdy mówiłem do Tatusia „przytul mnie”. Nie pamiętam, kiedy ostatnio go przytulałem. Z mamusią jest łatwiej. Jak się „zrobiła” dorosłość to wszystko się stało trudniejsze. Nie ma przytulania jak kiedyś, nie ma rozmawiania jak kiedyś. Pewnie powiecie, że to dobrze, bo inaczej nie dałoby się wystartować w życie. Wszystko prawda, tylko dlaczego gdy leżę blisko Pawełka i czuję jak spokojnie zasypia, to myślę o moich rodzicach. Sumienie? A może boję się, że za kilka lat Paweł powie mi, żebym nie przychodził z nim do szkoły bo się wstydzi? Będzie udawał, że mnie nie poznaje jak będzie z kolegami? Przecież ja to pamiętam jak dziś. Wstyd mi teraz za siebie. Akurat to jest łatwe i przychodzi bez trudu. Tylko zastanawiam się czy zrobiłem jakiś postęp? Wczoraj w tramwaju widziałem pana po 50-tce który z czułością gładził po twarzy staruszka. Nic do siebie nie mówili. On go po prostu przytulał… przy wszystkich.

Zastanawiam się, czy JA będę czekał do 50-tki.

Czemu jest tak ciężko…

Głupia dorosłość.

6 komentarzy:

  1. Ja to sobie tak czasem myślę, że po okresie buntu w okresie dorastania często (bo nie u każdego) przychodzi taki moment, kiedy ma się więcej zrozumienia dla rodziców... Oni nie są bogami ani aniołami i też popełniają błędy. Ale mimo to, najlepszy przyjaciel czy znajomy to nie jest to samo co rodzina. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Sławek, rożne refleksje mi przychodzą.

    Napiszę tylko:
    jesteś SZCZĘŚCIARZEM.
    Wspaniały Bóg pięknie Ci błogosławi.

    Niechaj długość i szerokość,
    wysokość i głębokość
    tej łaski spływa na Pawełka i Hanię.
    AMEN

    OdpowiedzUsuń
  3. SZCZĘŚCIARZ - jakie to względne pojęcie tu i teraz...
    Zbawiony, obleczony w białą szatę, śpiewający nową pieśń, stojący przed Jezusem, pięknym, radosnym Oblubieńcem - to jest SZCZĘŚCIARZ.

    Dziękuję za piękne słowa błogosławieństwa, zwłaszcza dla dzieci. Niech tej łaski nigdy im nie braknie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pan Jezus powiedział, ze mamy stać się jak dzieci- czyste, otwarte, prawdziwe, szczere, kochające. Dużo możemy się od nich nauczyć. Na przykład od Pawełka :) Grzeszne podteksty narzucają "dorosły" styl bycia. Narzuca go również strach i lęk przed zranieniem czy byciem odrzuconym. Tak naprawdę każdy, nie ważne ile ma lat potrzebuje miłości, szczerości, otwartości drugiego człowieka. Zadziwiające jest to, że do naszego Boga, Ojca w niebie możemy przychodzić bez ograniczeń i przytulać się do Niego kiedy chcemy, bo Jego ramiona są zawsze szeroko otwarte.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem, może okazywana czułość względem starszych, rodziców, Braci w zborze zależy od wychowania. Napisałeś: "Nie ma przytulania jak kiedyś, nie ma rozmawiania jak kiedyś. Pewnie powiecie, że to dobrze..". Osobiście powiem, że nie jest to dobre. Bez względu na wszystko, brak cierpliwości czy różnice poglądów w domu, cześć do rodziców, powinna być okazywana zawsze. W każdy sposób. Nawet podejście i serdeczne uściskanie. Oni- rodzice, tak bardzo tego potrzebują, szczególnie gdy skąpo są w ten sposób obdarowywani. A my tym bardziej powinniśmy być im wdzięczni za "wiarę raz święty podaną" podarowaną nam przez nich.
    Ja, choć już jestem w wieku w którym kiedyś powinienem płacić "bykowe", zawsze bez względu na różne sprzeczki, podchodzę i przytulam ich bo wiem że tego potrzebują ciesząc się jednocześnie, że trud wychowania nie poszedł na marne.. Okazywana a nie skrywana Miłość ponad wszystkim!
    Pozdrawiam życząc Bożego Błogosławieństwa!

    OdpowiedzUsuń
  6. Okazywana a nie skrywana Miłość ponad wszystkim! - świetne słowa. Trudne, ale świetne. Dziękuję za te komentarze.

    OdpowiedzUsuń