piątek, 23 września 2011

Timemachine

Zastanawiałeś się kiedyś, jak by to było znać swoją przyszłość? Wielu ludzi ma ochotę poznać coś, co wydaje się niezbadane więc szuka wróżbitów, jasnowidzów i innych takich. To źle, że tam idą, nie mam wątpliwości, ale cała ta sprawa z naszą przyszłością, wbrew pozorom nie jest taka oczywista. Niech no się zastanowię przez chwilę co bym chciał się dowiedzieć o mojej przyszłości gdybym mógł zapytać o to kogoś kompetentnego – powiedzmy Jezusa. No więc, o co zapytać? Kiedy umrę? W sumie ciekawe, ale mało odkrywcze pytanie. Może lepiej – czy będę ciężko chorował w życiu? Ale czy chcę faktycznie znać na to odpowiedź? Im dłużej się zastanawiam, to dochodzę do wniosku, że prędzej zapytałbym o dzieci. O, to odkrywcze! Bardziej interesuje mnie ich los niż mój. No więc pewnie wolałbym wiedzieć jacy będą kiedy dorosną, z kim się pożenią itd. Może byłoby jeszcze kilka innych tematów, które chciałoby się wiedzieć, ale raczej z czystej ciekawości.

No więc tyle ja. Ciekawej wydaje się być z drugiej strony. Znać przeszłość i przyszłość. Ogarniać całość wszystkiego. I teraz siada przed tym Majestatem taki ja i się pyta, o to co za chwilę będzie. Taki drobiazg w całym Wszechświecie. Maleńka chwilka w czasoprzestrzeni dla Stworzyciela tak wielu niezrozumiałych dla człowieka procesów. Jak takiemu mi odpowiedzieć? Od czego zacząć? Rozumiem coraz lepiej, czemu tak a nie inaczej napisana jest Biblia. Czemu nie ma dat, a w większości jest o tym jak żyć. Kiedy Pawełek zadaje mi pytanie o jakiś maleńki kawałek wielkiej machinerii, to zazwyczaj nie dowiaduje się tego o co pyta. No bo i jak mu to wytłumaczyć skoro żadną miara nie pojmie nawet mojego skomplikowanego języka. Wolę powiedzieć mu tak, żeby zrozumiał, niekoniecznie to co dokładnie chce wiedzieć.

Czemu o tym wszystkim piszę? Bo kiedyś do Jezusa przyszło kilku bliskich mu ludzi, zapytać kiedy zniszczona będzie światynia i jaki będzie znak jego przyjścia. Rozumiem to pytanie. Bardzo zasadne, wręcz pasjonujące. Ale nie padła wtedy żadna data. Nie tylko dlatego, że Jezus jej nie znał, ale przede wszystkim dlatego, że machineria dla tych dzieci była za duża i za trudna. A przecież istotą rzeczy nie jest poznanie odmierzania Bożego czasu i się nad nim doktoryzowania (choć jest to niezmiernie pociagające), tylko życie mocą przyszłego wieku. Królestwem Bożym które ma być w nas. I paradoksalnie, łatwiej znosić wyrzeczenia dla Niego nie wiedząc ile to jeszcze potrwa niż siedzieć z kalendarzem, w ręku i odliczać dni. Nie mam racji?

4 komentarze:

  1. Bardzo prawdziwe to odniesienie. Nie możemy pojąć pewnych rzeczy, tak jak małe dzieci i Ojciec o tym wie. Odpowiada tak, byśmy zrozumieli.
    Dziękuję za ten tekst.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mogąc zadać pytanie Chrystusowi, zapytałbym czy będziemy się kiedykolwiek widzieć. Ale cóż wtedy zostałoby z mojego życia...
    Pozdrawiam
    Michał

    OdpowiedzUsuń
  3. Wystarczy spojrzeć w niebo...a jak już się dorwie teleskop to człowiek całkiem buzię zamyka:) bo planeta Ziemia jest tak maleńka...jak ziarenko...a co dopiero jeden człowiek?i tu nie chodzi o ważność...w Jego oczach jesteśmy ważni.tu chodzi o cały plan, całą historię...fajnie to porównałeś to pytań Dziecka, też to przerabiamy z naszym Synkiem:) myślę że, praktycznie jestem pewna że byłoby nam strasznie źle gdybyśmy znali swoją przyszłość, która nota bene wciąż jest w naszych rękach:) bo to my ją tworzymy.On ją zna bo jest poza czasem ale przyszłość wciąż się tworzy:)

    OdpowiedzUsuń