piątek, 8 kwietnia 2011

Nazbierane kamienie

Nie jest łatwo kogoś ukamienować. Oczywiście jeśli chce się tego dokonać własnymi rękoma. Po pierwsze trzeba mieć powód. Rzecz najmniejszej wagi, bo jak historie biblijne pokazują, jakieś racje zawsze się znajdowały u tych, którym na tym zależało. Inna sprawa, że w większości byli to zwykli szubrawcy. Po drugie trzeba mieć kamienie. Niby oczywiste, ale nie wszędzie są one pod ręką gotowe do użycia. Na przykład, gdyby chciało się kamienować Jezusa na dziedzińcu świątynnym, to próżno tam szukać w ostatniej chwili potrzebnego materiału. Lepiej przynieść zawczasu. Po trzecie musi być ten którego chce się kamienować. Tym bardziej, jeśli już nie raz chciało się go zabić, wydaje się to istotne. Najlepiej działać według planu. Żeby po raz kolejny nie było niespodzianki.

Dziwna jest ta historia z ewangelii Jana. Powód jak zwykle dotyczył słów Jezusa, które w mniemaniu "pobożnych" uwłaczały godności samego Boga. To nic, że nie do końca rozumieli o czym mówił, ale jest powód. Jest wina. Musi być kara.
Wtedy porwali kamienie, aby rzucić na niego, lecz Jezus ukrył się i wyszedł ze świątyni.  J. 8:59
Nie zdążyli. Jezus zwyczajnie im uciekł. Nie mieli przygotowanych wcześniej kamieni?
Za drugim razem było już lepiej.
Żydzi znowu naznosili kamieni, aby go ukamienować. J. 10:31
Powód ten sam: "Ja i Ojciec jedno jesteśmy". Plan by się może i powiódł, tylko nie spodziewali się jednego - że ofiara miast uciekać, na co pewnie już byli gotowi, będzie do nich mówić. Mało tego, będzie ich pytać o motywy działania. Każe im rozważać zagadki teologiczne, kiedy oni już trzymają kamienie. Jak można wtedy jeszcze o czymś myśleć. Nie ten czas! Pełne zaskoczenie. Gdy przyszło w końcu rzucać, to znowu im uszedł. Trzeba było rzucać, a nie dyskutować - pewnie myśleli co niektórzy.

Zaskakująco łatwo sięgali po kamienie. Mamy inne czasy? Raczej nie.

Zauważam, że w życiu działamy podobnie. Chętnie chwytamy kamienie, gdy nie pasuje nam czyjeś duchowe spojrzenie, sposób zachowania i wyznawane prawdy. Dziwne, ale wewnątrz rodzi się agresja, choć przecież w gruncie rzeczy są to sprawy świątyni Bożej która jesteśmy. Szatan jest blisko wtedy, gdy można pokłócić braci. Śmiertelnie ich zranić. Tak było z Kainem i nadal tak jest. Najpierw zawsze rodzi się niechęć i złość, a potem jest coraz gorzej. W miarę upływającego czasu, w sercu zbieramy ciężkie kamienie na kolejne spotkanie. Tak na wszelki wypadek, bo to, że trzeba zabić już wiemy. Pozostaje kwestia czasu i okoliczności. Musimy być przygotowani. Rozmyślamy wcześniej, myśli się kłębią w rozpalonym sercu. Nienawiść rośnie, usta są gotowe do zadawania śmiertelnych razów.

Tylko co zrobimy, kiedy mając wypchane kieszenie kamieni, usłyszymy to pytanie?
Ukazałem wam wiele dobrych uczynków z mocy Ojca mego; za który z tych uczynków kamienujecie mnie? J. 10:32
Oby w porę dotarło do nas to zdanie. Zanim będzie za późno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz